michael jordan
menu chicago bulls multimedia inne o_stronie
licznik
Jesteś

osobą która odwiedziła stronę
od 27.XII.2001
buttony
Chcesz się wymienić buttonami?
Wyslij maila

megapliki.pl serwis koszykarski
belka
menu

<<< poprzedni artykuł następny artykuł >>>

Michael Jordan od kuchni (umarł król - nie ma króla)

Przemysław Garczarczyk - korespondencja "Magazynu Sportowego" z USA

Nie wierzę, by nawet ci, którzy na co dzień interesują się koszykówką, nie mieli już dość wszystkiego, co dotyczy Michaela Jordana. Wcale się nie dziwię - ile razy można czytać o dziesięciu tytułach króla strzelców NBA, pięciu tytułach MVP, sześciu mistrzowskich pierścieniach z Chicago Bulls i dziesiątkach innych statystyk, w których "Air" nie miał sobie równych? Pomimo tych zastrzeżeń zdecydowałem się podać prywatne wspomnienie o koszykarzu, o którym miałem zaszczyt pisać i z którym spotykałem się od 1990 roku, czyli od dnia kiedy dostałem pierwszą, wówczas jeszcze tylko jednorazową, akredytację na mecz "Byków".

Jak rookie

Tim Hallam, już wtedy szef prasowy Chicago Bulls, najpierw ucisnął mi rękę, a następnie rozwiał moje złudzenia dotyczące wywiadu z Jordanem. - MJ nie wie, kim jesteś i skąd się wziąłeś. Jak załapiesz się na jedną odpowiedź po meczu, kiedy tłum takich jak ty będzie chciał zadać pytanie, możesz uważać się za szczęśliwca - usłyszałem. - Dziennikarze podlegają tutaj takim samym prawom jak rookies - pierwszoroczniacy w lidze : muszą tylko słuchać i cieszyć się, że żyję.

Miał rację, bo co prawda przepchnąłem się do wnęki, którą w zburzonym już Chicago Stadium nazywano "szatnią" i wraz z kilkunastoma innymi reporterami zadałem pytanie, ale Michael odpowiadał tylko tym, którzy od lat towarzyszyli drużynie - Jimmy'emu Jacksonowi z "Chicago Sun-Times", Samowi Smithowi z "Tribune" i zaprzyjaźnionemu reporterowi ABC-TV, Jimowi Rose. Moje pytanie zginęło gdzie w tłumie. Kilkanaście meczów później, chyba tydzień czy dwa przed rozpoczęciem play-off, zapytałem po jednym ze spotkań, w których MJ zdobył prawie 40 pkt - jak zwykle nie liczę na odpowiedź - czy wyobraża sobie, że w playoff może zagrać jeszcze lepiej. Kiedy Jordan spojrzał na mnie, wiedziałem, że tym razem odpowie. - Widziałem cię tutaj kilka razy, jesteś nowy? - zapytał. Skinąłem głową, by usłyszeć: - Przygotuj się na to, że jeszcze niczego nie widziałeś...

Już później Hallam opowiadał, jak w United Center zjawił się reporter bodajże niemieckiego "Sport Bild". Facet był pewny siebie żądając, by Tim załatwił mu "godzinę, a przynajmniej 45 minut rozmowy z Jordanem". Tim odparł, że pracuje z Michaelem ponad 10 lat i nie wie, czy przez ten czas zebrałoby się godzinę rozmowy i zasugerował, by dziennikarz spróbował szczęścia później. - Na przykład kiedy? - zapytał żurnalista nie znający obowiązujących w Bulls reguł gry. - Na przykład za 10 lat - usłyszał w odpowiedzi.

Autografy zabronione

michael jordan sign autograph

Przez następne tygodnie mojego pierwszego sezonu w NBA, Jordan tylko udowadniał znaną prawdę, że zasadniczy sezon i play-off nie mają ze sobą nic wspólnego, ale z pierwszego mistrzowskiego sezonu 1990/91 najbardziej pamiętam Jordana nie z tego, co robił na parkiecie, ale czego byłem świadkiem po pierwszym i ostatnim meczu finałowej serii z Los Angeles Lakers.

Po przegranym w ostatniej sekundzie - rzut Sama Perkinsa - pierwszym spotkaniu finałów, na dodatek w Chicago Stadium, Scottie Pippen i Horace Grant nie chcieli rozmawiać z dziennikarzami, ale Jordan, jak zwykle, był do dyspozycji. Tym razem jednak nie było na twarzy choć cienia uśmiechu, kiedy mówił : - Przegraliśmy pierwszy mecz i nic więcej. Nie szkodzi. Wygramy cztery następne i będziemy mistrzami NBA. Zapisaliście, czy mam powtórzyć? Mówił to takim tonem, że nikt, nawet biorąc pod uwagę, że Bulls mieli rozegrać trzy z czterech meczów w kalifornijskim Forum, gdzie "Magic? Johnson, James Worthy i Byron Scott nie przegrali trzech spotkań z rzędu od kilku sezonów, nawet nie próbował oponować. Czternaście dni później tylko kamery NBC-TV i... parędziesiąt milionów kibiców przed telewizorami oglądało płaczącego w szatni Jordana obejmującego w otoczeniu żony Juanity i ojca Jamesa Jordana Larry O'Brien Trophy - nagrodę dla mistrzów NBA. Jordan płakał jak dziecko, powtarzając tylko jedno słowo : "Nareszcie!". Kilkadziesiąt minut później, już bez śladu łez na policzkach, mówił do wyciągniętych w jego stronę mikrofonów : - Zwycięstwo to wspaniałe uczucie. Uczucie, którego nie chciałbym się już nigdy pozbyć. I tym razem była w jego głosie niezmącona pewność siebie.

Dwa sezony i dwa mistrzowskie pierścienie później, Michael Jordan znał już moje imię, a przynajmniej jego zamerykanizowaną wersję - Peter - i obiecywał wywiad. Nie ma sensu robić tego w Chicago, bo tutaj mam czas tylko dla rodziny. Pojedź? z nami do Indiany. Po meczu z Pacers znajdę dla ciebie trochę czasu - powiedział. W Market Square Arena byłem na wszelki wypadek dwie godziny przed pierwszą syreną, mając ze sobą dwie wersje pytań - te, na które odpowiedź? mogła zająć pięć minut i dwie strony oraz te, na które Jordan mógłby odpowiadać przez pół nocy. Kiedy po meczu szatnia opustoszała, podszedł do mnie George Koehler, kierowca i człowiek do wszystkiego Michaela. Jordan siedział w oddzielonej części szatni, mając na uszach słuchawki, a na kolanach odtwarzacz Sony. - Mamy dziesięć minut. Zaczynaj.

Odpowiadał przez następne dwadzieścia, pytając mnie na zakończenie : - Jaki to akcent? - Polski - odparłem. Chciałem jeszcze poprosić o autograf, ale jakoś nie wypadało. Miałem przecież taśmę z wywiadem, zaś przed oczyma odwrotną stronę akredytacji NBA z wypisanym wielkimi literami zastrzeżeniem : "BRANIE AUTOGRAFÓW ZAKAZANE". Jeszcze dwukrotnie - w Nowym Jorku i Seatle - rozmawiałem z Jordanem. Za każdym razem był wzorem profesjonalizmu, kimś zupełnie odmiennym od większości mniej sławnych i utalentowanych koszykarzy NBA, traktujących dziennikarzy jak zło konieczne.

Michael Jordan i hazard

michael jordan poker hazard

Co jeszcze wybrać z tych prawie dziewięciu niezapomnianych lat? Przypominam sobie pierwszą, wyraźnie wymuszoną, sportową emeryturę Jordana w 1993 roku. Kiedy zrobiło się zbyt głośno o jego zamiłowaniu do hazardu. Po śmierci ojca oraz publikacji książki Richarda Esquinasa "Michael and Me", w której autor ujawnił milionowe zakłady golfowe Michaela i to, że czeki Jordana znajdowano w kieszeniach golfowych profesjonalistów, trudniących się przy okazji handlem narkotykami. "Air" postanowił usunąć się w cień, grając w baseball.


Jordan jest zbyt inteligentny, by nie wierzyć przyjaciołom mówiącym, że nie ma szans w drużynie Birmingham Barons, ale charakter nie pozwolił żyć bez wyzwania. Tym bardziej bolesna była porażka z Orlando Magic po powrocie do ligi w 1995 roku, kiedy właśnie po jego dziecinnym błędzie Nick Anderson "ukradł" piłkę, dając drużynie Shaqa O,Neala zwycięstwo. Później były już tylko trzy mistrzowskie tytuły i dwa zatrzymane w kadrze obrazki. Oba, choć bardzo różne, pochodzą z sezonu 1996/97.

Gorączka i wiadro

michael jordan flu

Kiedy Chicago po raz pierwszy grało z Utah Jazz, w Salt Lake City korzystałem z gościnności mojego przyjaciela z drużyny "Byków", Briana Williamsa, który wynajął dom w pobliżu hotelu zespołu. 24 godziny przed meczem, Brian zadzwonił z informację, że Phil Jackson planuje mecz bez Jordana, który ma zatrucie pokarmowe i od poprzedniego dnia leży w pokoju z zasuniętymi kotarami. MJ wstawał z łóżka tylko po to, by wymiotować. Ponieważ umówiliśmy się, że będę mógł jechać z drużyną autobusem z Park City - gdzie zakwaterowano "Byki" - do Salt Lake City, byłem w hotelu dokładnie dwie i pół godziny przed meczem.

Kiedy wszyscy siedzieli już w fotelach szykując się do odjazdu, z ręcznikiem na głowie wszedł do pojazdu Jordan. Wyglądał jak śmierć, a dokładniej mówiąc jak Murzyn, który nagle wybielał. - Zróbcie miejsce z tyłu - powiedział. Przez 45 minut jazdy nie odezwał się ani słowem. Resztę wszyscy znają - 38 pkt zdobytych przy 40-stopniowej gorączce, którą Michael przypłacił odwodnieniem i pobytem w szpitalu, to jeden z największych sportowych wyczynów ostatniej dekady.

Drugi z obrazków to szalona szatnia Chicago Bulls 48 godzin póżniej. Bill Wennington i Toni Kukoc biegający z plastikowymi wiadrami i oblewający kogo się tylko dało, czy Steve Kerr wpychający kolegów z drużyny pod prysznice. Miałem w ręku aparat fotograficzny i zastanawiałem się, gdzie się schować, kiedy ktoś chwycił mnie za ramię Odwróciłem się widząc Jordana, spokojnie zapalającego kubańskie cygaro "Montechristo". - Stań obok mnie, będziesz suchy - powiedział Michael. Toni Kukoc przebiegł obok, wylewając kubeł na Eddie Veddera, wokalistę "Pearl Jam", serdecznego przyjaciela Dennisa Rodmana. Michael Jordan nawet w szatni pozostawał taki, jak na boisku - nietykalny, poza kogokolwiek zasięgiem...

Tekst powstał na podstawie "Magazynu Sportowego" z dnia 22 stycznia 1999 roku.

sonda
forum2
subskrypcja lista mailingowa
Jeżeli chcesz otrzymywać informacje o nowoœciach w serwisie, wpisz poniżej swój adres email.



wyszukiwarka szukaj znajdz
ramka_dol Kliknij i nakarm głodne
dziecko z serwisem
www.MichaelJordan.pl
akcja pajacyk
ramka_dol
ramka_dol